Joga na stronie

Joga na stronie

“Rozwój potęgi woli” Wincenty Lutosławski

Wincenty Lutosławski, piękne imię i nazwisko, piękny życiorys, piękne ideały, a poznanie go to piękna przygoda.

Stworzył coś, co nazwał polską jogą i napisał coś, co nazwano pierwszym polskim podręcznikiem jogi. Pełny tytuł tegoż brzmi: Rozwój potęgi woli przez psychofizyczne ćwiczenia według dawnych aryjskich tradycji oraz własnych swoich doświadczeń podaje do użytku rodaków Wincenty Lutosławski.

Jeśli chcesz poznać podstawy jogi, sięgnij po coś nowszego i bardziej ogólnego. Jeśli interesuje cię mariaż indyjskiej tradycji jogicznej z polską obyczajowością początku XX wieku, czytaj śmiało!

A co mnie zainteresowało szczególnie w tej książce?

Postać Wincentego Lutosławskiego

To fascynująca osobowość! Taki gość, który wkurza maksymalnie, ale z którym nie sposób się nudzić. Nieznośny, arogancki, pyszałkowaty, egocentryczny, hardy, ale jednocześnie genialny, śmiały, pełen ideałów, waleczny. Cieszę się, że go poznałam. Choć oczywiście nie z samej książki, a z dodatkowych badań.

Joga w szlacheckim dworku

Joga, prana, Patandżali i polski patriotyzm, powstania, mesjanizm, pozytywizm, Mickiewicz, Słowacki, Krasiński. Wspaniały miks! Jedyny w swoim rodzaju! Nie mam już wątpliwości – joga naprawdę znaczy łączyć.

Wincentemu Lutosławskiemu poświęca rozdział Agata Świerzowska w książce Joga w Polsce od końca XIX wieku do 1939 roku. Sam Wincenty spisał swoją autobiografię Jeden łatwy żywot. Wiele o nim możemy się dowiedzieć również z listów. Szczególnie żywą korespondencję prowadził z Williamem Jamesem, amerykańskim filozofem i psychologiem. Wyjątki z listów zamieszcza w swojej pracy Agata Świerzowska.

Polska joga

Wincenty Lutosławski wszedł w jogę inaczej niż większość mistrzów, którzy wiele lat poświęcili pokornej nauce pod okiem Guru. Jak choćby A. G. Mohan, co opisywał w książce Krishnamacharya, his life and teachings. Wincenty był naukowcem, on jogę wyczytał w bibliotece.

Przyznam, że to bliska mi wizja. Również należę do teoretyków, którzy wolą posiedzieć w kąciku, poczytać i pokombinować po swojemu. Ale niewątpliwie nie jest to typowa droga ani uznana w jogicznych kręgach.

Wincenty, urodzony w XIX wieku w polskiej ziemiańskiej rodzinie, żył ideałami pozytywistycznymi i od razu zobaczył w jodze metodę kształtowania człowieka, narzędzie reformy społecznej i drogę do wolności dla polskiego narodu.

Podkreśla różnicę w podejściu do problemów społecznych między Indiami a światem Zachodu. W Indiach, z powodu wiary w reinkarnację, każdy skupiony jest na sobie, na własnym rozwoju. W tamtejszej interpretacji, jeśli komuś jest trudniej, zapewne zasłużył on sobie, błędami poczynionymi w przeszłym życiu. Tymczasem Polacy, wychowani w tradycji chrześcijańskiej, czują na sobie obowiązek dbania o słabszych.

Podobnie jak Jogananda w Autobiografii jogina, Wincenty uważał, że aby stworzyć lepsze społeczeństwo, należy naprawić jednostki. I właśnie joga jest drogą do ulepszenia człowieka, przez dyscyplinę, wstrzemięźliwość i skrupulatną pracę nad sobą.

Podręcznik jogi

Wincenty stara się unikać mówienia językiem tradycji jogicznej. Nie chce przytłaczać polskiego czytelnika obcym słownictwem. Zdawkowo powołuje się na postać Patandżalego i Wiwekanandy. Wspomina o ośmiostopniowej ścieżce. Mówi o energii kundalini. Ale jedynym pojęciem, którego używa śmiało, jest prana.

W związku z tym wiele uwagi poświęca ćwiczeniom oddechowym. Proponuje nowe podejście do pracy z oddechem – ćwiczenie w czasie marszu i synchronizowanie oddychania z krokami.

Proponuje również pracę z wyobraźnią. Osobom, mającym trudności z mobilizacją, radzi, by wyobrażali sobie, że wdychają pracowitość, a wydychają lenistwo. Może powinnam spróbować?

Nie znajdujemy tu znanych nam asan. Autor proponuje posty, zimne kąpiele, lewatywy, pracę nad charakterem. A w czasie ćwiczeń zaleca odmawianie modlitwy.

Język z perspektywy XXI wieku

Język książki nie jest szczególnie staroświecki, nie trąci myszką. Zwraca natomiast uwagę coś innego.

Poprawność polityczna dziś jest standardem i niektórzy z nas się złoszczą, sądząc, że odbiera się nam możliwość wolnego wyrażania się. Pytanie, na czym polega wolność wyrażania się i gdzie są jej granice?

Wincenty, autor z początku XX wieku, dość swobodnie posługuje się stereotypami, mówiąc na przykład o kobiecym plotkarstwie, gadatliwości, próżności, powszechnym, a zatrważającym braku zdolności umysłowych, nawet u tych kobiet, które wydają się inteligentnymi.

Mówi również: U nas każda jednostka wybitniejsza bierze dobrowolnie krzyż na siebie, pragnąc służyć słabszym, gorszym i głupszym. Każdy, kto czyta coś takiego w dzisiejszych czasach, musi się poczuć niewygodnie.

Wielu denerwuje się na przesadne zwracanie uwagi na formy żeńskie w języku. Parę lat temu Bożena Dykiel powiedziała, że szef telewizji przyżydził. Nie każdy widział w tym objaw antysemityzmu i jestem pewna, że pani Bożena również nie miała takiej intencji.

Jednak język, sposób formułowania zdań, oddaje naszą podświadomość, nasze widzenie świata. Dlatego warto posługiwać się nim uważnie.

Czytając książkę sprzed ponad stu lat, wyraźnie to widzimy.

Wincenty Lutosławski – naukowiec

Wincenty Lutosławski żył w latach 1863 – 1954. Był inżynierem chemikiem, profesorem filozofii, publicystą i działaczem społecznym. Doktoryzował się w Helsinkach, a wykładał na różnych uniwersytetach, w Moskwie, Londynie, Kazaniu, Poznaniu, Wilnie, Szwajcarii, Hiszpanii i w Krakowie.

Na arenie międzynarodowej zasłynął jako badacz Platona, a poważanie środowisk naukowych zyskał, tworząc metodę stylometrii. Metoda, która jest wykorzystywana do dziś, pomogła mu uporządkować chronologicznie pisma Platona.

Zainteresowania Lutosławskiego były rozległe. W Rozwoju potęgi woli często powołuje się na Słowackiego, Mickiewicza i Krasińskiego. Szczególnie cenił Słowackiego. Wykazywał wyższość ewolucji z ducha Juliusza Słowackiego ponad darwinowską ewolucją z ciała. Bliski był mu mesjanizm, głęboko wierzył w posłannictwo narodu polskiego.

Znany był też z zapału nauczycielskiego. Często przeciągał zajęcia, a gdy wychodził z sali, otoczony wianuszkiem studentów, z zaangażowaniem prowadził wywody naukowe. Sale wykładowe były zwykle wypełnione po brzegi.

Jak pisał Boy- Żeleński:

Trzeba tu podnieść zadziwiającą łatwość Lutosławskiego w improwizowaniu przemówień w kilku językach oraz w doraźnym przekładaniu na obce języki utworów polskiej poezji i komentowaniu ich; jak w ogóle samą łatwość słowa, które płynęło z niego ciurkiem. Pożegnalny wykład w Chicago zaczął się o siódmej wieczorem i trwał, z przerwami co dwie godziny, do siódmej rano.

Wincenty Lutosławski – jogin

Wincenty zetknął się z jogą w roku 1893 podczas Parlamentu Religii w Chicago. Był to zjazd przedstawicieli różnych religii z całego świata i wtedy to Wincenty trafił na przemówienie Swamiego Wiwekanandy. 

Kilka lat później Lutosławski zaczął podupadać na zdrowiu, co objawiało się ogólnym osłabieniem, stanami depresyjnymi i letargami. Żaden z lekarzy, do których trafił filozof, nie potrafił mu pomóc. Żadna z terapii – elektycznością, masażem, hipnotyzmem – nie działała.

Wtedy, w roku 1903, przebywający w Londynie Lutosławski, zaszył się w British Library, by zgłębiać literaturę na temat zdrowia. I tak znów trafił na jogę.

Przebywając w Kosowie, w sanatorium Apolinarego Tarnawskiego, poświęcił się ćwiczeniom oddechowym, dzięki którym wkrótce powrócił do zdrowia.

Był niezmiernie szczęśliwy. W liście do Wiliama Jamesa, amerykańskiego filozofa i psychologa pisał:

Odzyskałem zdrowie i teraz mam nieskończony niemal zapas sił do pracy. Zdrowie zawdzięczam praktyce jogi zgodnie ze wskazówkami z następujących książek: Vivekanandy Radża joga i Ramacharaki Hatha joga.
Gorąco zachęcam Cię, byś spróbował. Teraz z różnych publikacji staram się dowiedzieć o jodze możliwie najwięcej i wierzę, że wiele dobrego może wyniknąć dla naszego rodzaju, jeśli podejmiemy praktykę naszych aryjskich przodków.

Zauroczony efektami jogi, w 1905 roku napisał Rozwój potęgi woli. Książka została wydana w roku 1909 przez krakowskie wydawnictwo Gebethnera i Wolffa. Nakład rozszedł błyskawicznie, więc rok później pracę wydano po raz kolejny. Trzecie wydanie przypada na rok 1923. Wtedy Wincenty Lutosławski, będący w bliższym kontakcie z Kościołem, dopisał trzy ostatnie rozdziały: Posty, Modlitwa, Służba Boża. Kolejne wydania pojawiły się dopiero w latach 80. i 90.

Ja swój egzemplarz zdobyłam w antykwariacie. Został wydany w 1994 roku przez wydawnictwo Croma.

Tekst jest też dostępny w Internecie.

Wincenty Lutosławski – idealista

Wincenty był abstynentem. Co ciekawe, razem z braćmi po ojcu odziedziczył browar i gorzelnię. I właśnie dzięki produkcji alkoholu, cieszył się swobodą finansową.

Swego czasu postanowił wyleczyć z alkoholizmu Stanisława Przybyszewskiego. Goszcząc pisarza w Hiszpanii, nie podawał mu alkoholu. A okolicznych chłopów przekonał, że jak Przybyszewski wypije to wpada w szał i rzuca się na ludzi z brzytwą. Po miesiącu Przybyszewski z radością opuścił gościnne progi przyjaciela.

Wincenty marzył o tym, by stać się reformatorem. Wyższe urodzenie pociąga za sobą przede wszystkim większe obowiązki, a nie tylko przywileje, powiadał. Wierzył, że jego powołaniem jest ukształtowanie nowego lepszego człowieka.

W 1902 roku założył Stowarzyszenie Patriotyczno-Religijne Eleusis, którego celem było propagowanie poczwórnej wstrzemięźliwości – od alkoholu, hazardu, tytoniu i rozpusty.

Członkowie stowarzyszenia, Elsowie o 5 rano rozpoczynali dzień zimną kąpielą. Poza tym oddawali się ćwiczeniom jogi, poznawaniu filozofii indyjskiej i dzieł Platona oraz wspólnej lekturze dzieł wieszczów. Żarliwie pracowali nad charakterem, pogłębiali pobożność, przestrzegali diety jarskiej i stosowali posty.

Z czasem w stowarzyszeniu doszło do sporów. Dyktatorskie zapędy Lutosławskiego nie spotkały się z życzliwym przyjęciem. A kroplą, która przelała czarę goryczy, był ślub zawarty z Wandą Peszyńską, mimo ważnego ślubu kościelnego z Sofią Casanową.

Kiedy założyciel został wydalony z grona Elsów, założył Towarzystwo Kowali. Był też twórcą Kuźnicy, Wszechnicy Mickiewiczowskiej, Kół Filareckich i Seminarium Wychowania Narodowego.

Wincenty Lutosławski – ekscentryk

To poplotkujmy! Kiedy czytam o Wincentym, nie mogę się opędzić od obrazu Żorża Ponimirskiego z Kariery Nikodema Dyzmy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Większość z nas bawi się postacią tego mądrego wariata, brata Niny, i podobnie nie  sposób nie bawić się, słuchając anegdot z życia Wincentego. Ja go polubiłam, choć fakt że był nieprzejednany w swych opiniach i nie przebierał w słowach, nie pomagał mu zjednywać przyjaciół. Nazywano go sekciarzem, doktrynerem i obłąkańcem.

Kiedy pracując na uniwersytecie w Kazaniu, przestał przychodzić na wykłady, dziekan wezwał go na dywanik. Na pytanie o powód nieobecności na zajęciach, szef usłyszał: Panie dziekanie, naprawdę starałem się bardzo, ale jak wszedłem na salę i zobaczyłem te kałmuckie gęby, nie mogłem się przemóc!

Lutosławski wierzył, że w ciele człowieka krążą fluidy, które można przekazać przez dotyk. Dlatego jak wspominała zaprzyjaźniona z nim pisarka Helena Duninówna, nie podawał nikomu ręki, aby nie zubażać się duchowo.

Mieszkając w Hiszpanii, pracował w oszklonej werandzie, siedząc nago. A kiedy doszło do konfliktu z władzami uniwersytetu w Krakowie i wysłano do niego komisję, przyjął ją w stroju Adama, mówiąc: Proszę, badajcie mnie, panowie!

Wincenty Lutosławski, yhm, mąż i ojciec

Plotkujmy dalej! I oburzmy się, gdzież te głoszone ideały! Jak się okazało bowiem, ideały nie dotyczyły stałości w małżeństwie.

Sofia

Pierwszą żoną Wincentego była hiszpańska poetka, Sofía Guadalupe Pérez Casanova de Lutosławski. Kiedy nazajutrz po poznaniu, podarowała mu swoją książkę, dopisał pod jej dedykacją: ta kobieta będzie moją żoną. Wtedy to postanowił, że właśnie Sofia urodzi mu syna. Jak pisał:

Od samego początku nigdy nie wyrażałem najmniejszej wątpliwości, że musi się stać tylko to, co ja sam zechcę. Nie pytałem się wcale o zgodę, tylko arbitralnie objawiałem wyrok nieodwołalny i zaraz pisałem o celu, mianowicie o powołaniu do życia syna, który by czegoś mógł dokonać dla Polski.
Przytaczałem widzenie Księdza Piotra, ukazujące mu bohatera narodowego, urodzonego z matki obcej. Wprawdzie sobie nie mogłem przypisywać krwi dawnych bohaterów, bo nigdy w historii nie napotykałem żadnej wzmianki o moich przodkach, lecz przecież każdy polski szlachcic czuł się równy dawnym wojewodom.
Więc mogłem i ja spełnić wróżbę księdza Piotra, spełniając zarazem wróżbę osobistą.
Nawet imię miałem gotowe dla syna

A imię jego 44, żartował sobie Boy – Żeleński. Imię miało brzmieć Henryk, jak Faust.

Zosia Casanowa, kobieta wielkiego charakteru i talentu, emancypantka, ulubienica króla Alfonsa XII, przyszła kandydatka do Nagrody Nobla, urodziła cztery córki.

Wanda

Ale Wincenty nie należał do ludzi, którzy łatwo się poddają. Po 25 latach małżeństwa związał się ze studentką, Wandą Peszyńską. Wanda urodziła syna i córkę. Syn nie otrzymał imienia Henryk ani 44. Nazywał się Tadeusz. Później zmienił nazwisko na Aleksander Jordan.

Skandal

Nie obyło się bez kontrowersji, ponieważ Wincenty nie miał formalnego rozwodu z Sofią.

Jak wspominała Teresa Tatarkiewiczowa, profesor Zdziechowski zapytał Lutosławskiego, jak załatwił sprawę pierwszego małżeństwa.

– Tamto małżeństwo było nieważne – odparł.

– A córki? – zapytał Zdziechowski.

– Są nieślubne!

Wincenty nie należał do ludzi, obdarzonych wątpliwościami. I nie znał czegoś takiego jak przeszkody.

Wobec skandalu część rodziny zerwała z Wincentym kontakty, filozof stracił pozycję w stowarzyszeniu Elsów i zakończyła się wieloletnia przyjaźń Wintentego z Romanem Dmowskim, który nazywał Sofię króloweńką.

Choć Wincenty opuścił rodzinę, jego idee w niej pozostały. Prawnuczka Wincentego, Hanna Libera wspomina, że babka do końca życia wpuszczała pranę do szklanki wody, tak jak Wincenty zalecał w Rozwoju potęgi woli.

Przestrzeń jogi

Z każdą kolejną książką z tej dziedziny, dostrzegam nowe oblicze jogi. Ileż przestrzeni, szaleństwa, piękna i mądrości jest w tym jogicznym świecie! Ileż możliwości interpretacji, ileż pytań i odpowiedzi! I jeszcze coś… jak bardzo joga jest nasza! Nasza osobista.

Każdy z nas tworzy swoją własną przestrzeń jogi. Nadaje jej sens, który uzupełnia nasz zbudowany wcześniej intymny świat. Wchodzimy w jogę i tak powstaje pełnia!


Na YouTube możesz obejrzeć film o Wincentym i jego książce:


Wincenty Lutosławski “Rozwój potęgi woli”

Wydania w latach 1909 i w 1910

Wydawca: Gebethner i Wolff, Kraków

Wydanie w roku 1923

Wydawca: Księgarnia Stowarzyszenia Nauczycielska Polskiego, Wilno

Powojenne wydania:

1987 r. Warexpo, Warszawa

1991 r. Horyzont, Koszalin

1992 i 1994 Croma, Wrocław